Kapliczka w Ubieszynie
Kapliczka, podobnie jak większość w regionie, jest wyrazem głębokiej wiary mieszkańców, upraszających błogosławieństwa i opieki. Na zdj. przed kapliczką Maria i Kazimierz Czeszykowie z Ubieszyna, przyjaciele fundatorki.
Kapliczki są szczególnym wyrazem historii. Rozsiane przy drogach i polach, często upamiętniają doniosłe wydarzenia, albo po prostu są darem ich fundatorów. Będące „niemymi” świadkami historii, często przyciągają uwagę przechodniów, skupiając ich na refleksji czy modlitwie. Jedna z takich kapliczek, stanęła w ubiegłym roku, przy polnej drodze w Ubieszynie, w gminie Tryńcza.
Kapliczkę tę, ufundowała dawna mieszkanka Ubieszyna – Weronika Habel-Pytel. Tu był jej dom rodzinny. I wioska, którą bardzo ukochała. Mimo, że wiele lat temu, zmuszona była opuścić swoją Małą Ojczyznę, jej miłość do ziemi ojców pozostała.
O osobie pani Weroniki i kapliczce, jaką pozostawiła w darze Ubieszynowi, dowiadujemy się z opowieści Marii i Kazimierza Czeszyków, z którymi wciąż pozostaje w przyjaźni. To oni uznali, że warto o tym szlachetnym darze powiedzieć szerszemu gronu. Bo nie każdy, nawet w Ubieszynie, wie, skąd kapliczka się wzięła. A dar to wspaniały i płynący z głębi serca.
– Kapliczka ta, to chęć okazania wdzięczności za uratowanie mi życia w wieku 16 lat oraz cześć oddana rodzicom, za ich wprost nieludzką pracę, tutaj, na tych polach, przez około 60 lat ubiegłego stulecia – wyjaśnia W. Habel-Pytel w krótkim liście, który pozostawia przyjaciołom. – Jednocześnie to miejsce i ta wieś, mimo, że nie było mi dane tutaj dalej żyć, a moje dzieciństwo i młodość często były napiętnowane chłodem i głodem i mimo, że widziałam już trochę ładnych miejsc, pozostanie dla mnie jednym z najpiękniejszych i najbardziej magicznych miejsc na tej ziemi i na zawsze moją Ojczyzną.
Maria Czeszyk była nauczycielką pani Weroniki. Pamięta ją jako bardzo grzeczną i ładną dziewczynę, której los tak pokrzyżował drogi, że musiała opuścić rodzinne gniazdo i wyjechać. Najpierw jej celem był Kraków, potem Wiedeń w Austrii. Tam się osiedliła i wciąż pracuje jako pielęgniarka. Z sentymentem wraca do Ubieszyna. Nawet wyremontowała dom rodzinny, z myślą, że osiądzie tutaj na emeryturze. Ostatecznie zdecydowała inaczej. Uzmysłowiła sobie jednocześnie, że nie może tego miejsca zostawić tak po prostu, nie ofiarując tu cząstki siebie. Dlatego z kawałka ziemi, na której jej rodzice ciężko pracowali, wydzieliła małą część i postanowiła, że wybuduje tam kapliczkę.
Hołd rodzicom i wyraz miłości do rodzinnej ziemi
Prace nad budową kapliczki, pani Weronika powierzyła Sławomirowi Czeszykowi, synowi swoich przyjaciół. Ten z radością przyjął powierzoną wolę i zaangażował się całym sercem. Budowę zaczął wiosną 2014 r., a ukończył ją w cztery miesiące. W okresie wakacyjnym poświecił ją ks. Roman Trzeciak z Tryńczy.
W fundamentach niewielkiej budowli, znalazły się rodzinne pamiątki pani Weroniki, wśród nich m.in. różaniec mamy, koszula taty, czy zdjęcia z rodzinnego albumu. Do budowy ołtarzyka, wykorzystane zostały nawet dwie cegły, własnoręcznie wykonane przez ojca, te same, z których stawiał budynki gospodarcze przy rodzinnym domu. Pani Weronika chciała w ten sposób upamiętnić pracę swego taty.
Wnętrze kapliczki jest już dziełem samej fundatorki. Wszystko, co się w niej znalazło, przywiozła z Austrii. Obraz Matki Bożej z Medjugorie w głównym ołtarzu, po bokach inne święte obrazki, a wokół kwiaty. Na ścianie wewnątrz, na specjalnej tablicy, widnieje napis, komu jest ofiarowana. Państwo Czeszykowie dbają tutaj o porządek, doglądają.
Kapliczka została już nawet ogrodzona, a przed świętami Bożego Narodzenia, na jej szczycie, zawisł napis „Boże chroń Ubieszyn”. To modlitewne zawołanie o opiekę dla wsi i jej mieszkańców, którzy ucierpieli podczas gradobicia, jakie przeszło w maju 2013 r. Na wiosnę br., przed kapliczką mają stanąć ławki. Odwiedzający będą mogli tu usiąść i pomodlić się w zadumie.
Miejsce, do którego zawsze się wraca
Weronika Habel-Pytel cieszy się, że kapliczka powstała i zostanie dla następnych pokoleń. Teraz ze spokojem wraca do przyjaciół i odwiedza rodziców pochowanych na cmentarzu w Tryńczy. I ze wzruszeniem wraca do kapliczki i do tego kawałka ziemi, które, dokąd żyje, pozostaną jej kawałkiem ukochanej Polski. Bo, jak pisał poeta, Kazimierz Wierzyński:
„Tylko świat przechodzony nogami jest coś wart. Ziemia dotknięta stopą staje się w jakiś sposób naszą rodzinną i łączy się z nami na zawsze. Nawet gdy odejdziemy od niej na setki mil, podąża powoli naszym śladem, owłada naszą pamięcią i gospodaruje w niej jak matka w domu”.