Adam Tomczyk

Krzyż w Radłowie

Krzyż w Radłowie

Krzyż po renowacji

Jeszcze w zeszłym roku zatrzymaliśmy się przed drewnianym krzyżem w Radłowie. Był tuż po renowacji. Od mieszkających w pobliżu nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego. To już kolejne pokolenie. Dom nowy, wjazd na podwórko biegnie inaczej, droga też szersza i łagodniejszym łukiem zakręca. Coś się tam starszym jeszcze w głowach kołacze, że krzyż stoi od zawsze. Jeszcze sąsiad, który w latach osiemdziesiątych umarł, a miał pod dziewięćdziesiątkę, mówił, że za niego już był, a odnawiał go niedawno Tadeusz Kowal z Woli Radłowskiej. Teraz chcemy dowiedzieć się czegoś więcej, więc jedziemy tym razem do Andrzeja Kwapniewskiego właściciela posesji na której stoi krzyż.

Wjeżdżamy do miasta i wstępujemy na dziedziniec kościoła w Radłowie. Henryk czyta łaciński napis na tablicy erekcyjnej. To stara gotycka świątynia z 1337 roku. W czasie I wojny światowej okropnie zniszczona, ale odbudowana i powiększona z zachowaniem elementów architektonicznych epoki średniowiecza. Sama tablica erekcyjna, na której widnieje postać Jana Chrzciciela – patrona radłowskiej fary i klęczącego biskupa krakowskiego Jana Grota, wręczającego mu model kościoła, a z drugiej strony też klęcząca osoba świecka, bo z mieczem u boku, stanowi zabytek bardzo cenny. Tadeusz Szydłowski w swoim dziele Ruiny Polski pisał:

Płaskorzeźba ta jest bardzo ciekawym i rzadkim okazem wczesnej rzeźby średniowiecznej […]. Kształt tablicy wskazywałby na to, że była kiedyś tympanonem gotyckiego portalu, po zburzeniu którego w ścianę nowszej kruchty została wprawiona. Kompozycja reliefu zręcznie się nagina do obranych ram, rysunek każdego szczegółu na wskroś subtelny i szlachetny znamionuje dobrą, stylową szkołę.

Obok świątyni stoi na wysokim kamiennej kolumnie również kamienna kapliczka, a w niej Frasobliwy Chrystus. Inskrypcja mówi, że w roku 1663 została ufundowana przez wójta Stanisława Mostowego. Przed domem Kwapniewskiego patrzymy na rzeźbę, jest pięknie odnowiona. Uderza nas, że jest podobna do innych w okolicy. Jezus Ukrzyżowany dobrze rzeźbiony, nie widać w nim ludowości. Postacie Maryi i Jana też przypominają te z innych krzyży. Pan Kwapniewski jest na podwórzu. Zostawiamy rowery i idziemy do niego. Wiemy, że rzeźbi ptaki, które zdobią bibliotekę w Radłowie. To nas zachęca. Henryk też rzeźbiarz, ja coś tam dłubię, mamy wspólny temat. Siadamy na ławce przed domem i zaczynamy rozmowę. Próbuję jego opowieść zapamiętać.

– Był na tym placu dom drewniany, już stary. Kupiłem go w roku 1965 od Żyda Erenberga.

– Jak miał na imię ten Żyd? – dopytuję.

– Alfred mu było – wtrąca pani Kwapniewska. – Alfred Erenberg.

– Dom był jego, choć on w Krakowie mieszkał, tu tylko przyjeżdżał, a dom komuś dzierżawił – kontynuuje już pan Kwapniewski.

– Przed wojną mieszkał tu młynarz. – Gładki się nazywał – znowu informuje pani Kwapniewska. – A wcześniej była tu chyba rzeźnia, bo jak my dom rozbierali, to z paleniska wydarliśmy kocioł żeliwny. Pewnie służył do gotowania kaszy i głowizny na salcesony. Ja dopytuje się o Erenberga. Ciekawi mnie, jak przeżył wojnę.

– Razem z żoną i córką do Rosji uciekł przed Niemcami. Po wojnie wrócił. Mówił, że w Związku Radzieckim jest dobrze, ale tam gdzie on był, to niech Pan Bóg broni. Nic więcej nie chciał powiedzieć. Jego żona i córka wyjechały do Izraela, a on został i te swoje majątki sprzedawał. Miał ten dom i łąki w Brzeźnicy nad Kisieliną. Teraz już zarośnięte samosiejkami topoli, brzóz i krzakami łoziny, ale dalej jego, bo nikomu ich nie sprzedał. On pewnie dawno nie żyje, wtedy w 1965 roku już miał po pięćdziesiątce. W Krakowie też miał dom i jakiś sklep. Sprzedawał jeszcze mienie po rodzinie i znajomych, którzy do Izraela wyjechali, a jego upoważnili. Ten dom mi sprzedał, bo znał mojego szwagra, z którym jakieś interesy robił. Obcym nie ufał.

– Ja chcieć sprzedać, ty chcieć kupić. Ja tobie mówię, Andrzej, ty dom kup. Tanio sprzedam. Ty go kupić i ty mieszkać. A jak mnie w Izrael się nie podobać, ja wrócić i mieszkać razem. Tanio sprzedam – namawiał Kwapniewskiego Alfred Erenberg.

– No, ale ja dla siebie chcę kupić – odpowiedział mu Kwapniewski. – Jak ja w Izrael zostać, ty zrobić dobry interes. Zgodził się Kwapniewski na taki układ, żeby miał Erenberg gdzie wrócić, dlatego w kontrakcie wymowę do jednej izby mu zapisali.

– Pojechał zaraz po kontrakcie. Nie zapomniał o nas. Co roku na Boże Narodzenie nam paczkę pomarańczy przysyłał. Dobry był Żyd. Z Krakowa zawsze cukierki przywoził i przed szkołą na Woli Radłowskiej dzieciom rozdawał. Co miały dzieci uciechy. Na kilka dni do Radłowa przyjeżdżał, interesy z ludźmi robił, dzierżawne brał. A nawet farby raz kupił, drabinę do krzyża przystawił i te figury malował. Ludzie przechodzili, jak go na drabinie poznali, to pewnie myśleli, że Żyd Jezusa ściąga z krzyża, a on go czyścił i malował. Do ludzi zdziwionych mówił:

– Ja waszego Boga maluję. Ja nie mówię, że to dobrze. Ja mówię – to bardzo dobrze.

– To nie malujcie Żydzie.

– Jak nie malować? On też Żyd. On go na moim placu stoi.

– Od kogo Erenberg ten dom kupił? Nie wiem – opowiada dalej pan Kwapniewski.

– A kiedy? – pytam.

– Oj, długo przed wojną. Nie pytałem.

– Żyd raczej krzyża nie postawił – stwierdzam rzecz oczywistą.

– Dom kupił razem z tym krzyżem na podwórzu.

– W diecezjalnym spisie kapliczek i krzyży przydrożnych pisze, że ten krzyż jest z drugiej połowy XIX wieku. Nie wie pan, kto był fundatorem? – pytam. Pan Kwapniewski kręci głową i patrzy na żonę, że może ona coś więcej wie. Ona tylko dodaje.

– Stary jest, drzewo już wymienione, a figury w zeszłym roku Kowal z Woli odnawiał.

– Jedziemy do niego – odzywa się Henryk. Tadeusz Kowal wprowadza nas do swojej pracowni. W pierwszym pomieszczeniu na jakimś stelażu leży ukośnie wsparta prawie trzy metrowa rzeźba Jezusa. Jego twarz jest z całunu turyńskiego. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Widać dłuto dobrego artysty. Opowiada nam o swojej pracy. To jego pasja i powołanie, słuchając go takie mam przeświadczenie i rzeczywiście tak jest. Widziałem już wcześniej kilka jego rzeźb i obrazów, ale zaskoczeniem dla mnie jest to, że lubi ogromne wyzwania. W drugim pomieszczeniu o ścianę opartych jest kilka wielkich płaskorzeźb ze świętymi naturalnej wielkości. Część ogromnej kompozycji leży na warsztacie. Kiedyś na pewno pojadę do kościoła w Strzelcach koło Szczurowej, by w całości to dzieło obejrzeć. W kącie pracowni dostrzegam metrowej wielkości rzeźbę Chrystusa. Jeszcze nie ma doklejonych rąk. Jest piękna. Jezus ma twarz jak z obrazu Tycjana. Dopytuję się o renowację krzyża w Radłowie.

– Postacie po bokach zachowały się w lepszym stanie, ale w rzeźbie Jezusa było dużo ubytków, dobrze że dało się do czego przykleić. Dorabiałem palce u obu dłoni i całe stopy. Wklejałem drewno w bark, potem impregnacja i malowanie. Niech trwa kolejne kilkadziesiąt lat.

Podziel się z innymi